HARD ROCK TOP 50 - SUBIEKTYWNY RANKING

 

1.UFO – Light’s Out (1977)

Już od pierwszych sekund trudno złapać dech przy tym graniu.Otwierający album “Too Hot to Handle” nie bez powodu stał się koncertowym klasykiem ale zaraz zaraz…jest ich tutaj więcej! Pędzący do przodu tytułowy “Light’s Out” czy obłędny “Electric Phase” to kwintesencja czystego hard- rocka bez żadnych kompromisów – jest melodyjnie , szybko, momentami jazgotliwie i zawsze głośno.Można odlecieć! Wieńczący krążek kolejny koncertowy hit – “Love to Love” subtelnie przygotowuje słuchacza na powrót do rzeczywistości.Brytyjskie UFO w klasycznym składzie u szczytu swoich możliwości.Więcej chcieć już nie można.


2. AC/DC – Back in Black (1980)

Prawdopodobnie najwspanialszy comeback płytowy w dziejach muzyki rockowej.Nawet jeśli nie wszyscy akceptowali pomysł kontynuowania kariery po tragicznej śmierci Bona Scotta to i tak większość z tych malkontentów musiała zmienić zdanie po wysłuchaniu Back In Black.AC/DC złożyli tym albumem piękny hołd Bonowi.Wypełnia go mocna, dynamiczna i bezkompromisowa muzyka.Muzycy nie zrezygnowali też ze specyficznego poczucia humoru, wyśpiewując nieco sprośne teksty.Ale dlaczego mieliby zachowywać się inaczej niż przedtem skoro jak mówił Brian „Bon nadal jest wśród nas i wszystkiemu bacznie się przygląda”? Płytę kupiło ok 50 milionów ludzi.


3. BUDGIE – Budgie (1971)

Producent Robert Bain powiedział kiedyś “nie są najlepszymi kompozytorami na świecie, nie są szczególnie subtelni, nie są progresywni, są po prostu cholernie dobrym rockowym zespołem”.Te wszystkie cechy ma pierwsza płyta Papużki.Nagrany rapem w cztery dni album jest jednym z pomników ciężkiego grania – nieskomplikowany, wypełniony potężnymi, melodyjnymi riffami.W porównaniu do debiutów płytowych konkurencji – Sabbath, czy Zeppelin – Budgie od razu weszło na ścieżkę konkretnego mocnego łomotania odrzucając bluesowe ozdobniki.Na debiucie obecne są już wszystkie charakterystyczne dla muzyki Budgie elementy – hipnotyczne, zapętlone riffy, częste zmiany tempa w obrębie utworów i subtelne, krótkie akustyczne tematy spełniające rolę przerywników.


4. BLACK SABBATH- Vol 4 (1972)

Jeżeli ktoś twierdzi, że narkotyki wcale nie pomagają przy tworzeniu muzyki to Vol 4 jest argumentem na to, że mija się z prawdą.Nie od dziś bowiem wiadomo, że podczas nagrywania tego albumu muzycy zwiedzali przestrzeń kosmiczną za sprawą białego proszku.Cóż, wyszło wspaniale.Vol 4 to pierwszy eksperymentalny krążek Sabbath – są orkiestracje, dziwne brzęczenia , ale w przeciwieństwie do “Sabbath Bloody Sabbath” tutaj stanowią tylko uzupełnienie do mega-mocarnych riffów (“Snowblind” , “Cornucopia”!) , które sprawiają że ta płyta jest znakomita.


5. MOTORHEAD – Aces of Spades (1980)

Tytułowy utwór jest znany chyba każdemu miłośnikowi ciężkiego grania a to tylko jeden z dwunastu pocisków szybkostrzelnego działa o nazwie Motorhead.W spisie utworów figurują niemal same koncertowe pewniaki na czele z fantastycznym “(We are) the Road Crew” , którym Lemmy zaskarbił sobie serca ekip technicznych po wsze czasy! Aces of Spades zapowiedział nadejście Speed metalu, pozostając przy tym gdzieś na granicy pomiędzy klasycznym hard rockiem a heavy metalem, chociaż określenie hard rock’n roll wydaje się pasować do niego najlepiej.


6. RAINBOW – Rising (1976)

Już sama okładka tego krążka sugeruje, że mamy do czynienia z ciężkim graniem .Po króciutkim, nieco mylącym, wstępie syntezatorów nastaje gitarowa kanonada przeplatana z obłędnym dudnieniem Cozy-ego Powella i tak już jest do końca. Rising to w istocie płyta nagrana przez super grupę i wypełniona samymi super kawałkami, z których jeden jest absolutnie obłędny – mowa oczywiście o monumentalnym, nagranym z muzykami Filharmonii Monachijskiej, “Stargazer”.Gdyby nie pewne ukłony w stronę rocka progresywnego płyta znalazłaby się w tym rankingu na pierwszym miejscu.


7. AC/DC – Highway to Hell (1979)

Droga do piekła była w istocie drogą do sukcesu.Po wydaniu Powerage zespół zmienił producenta i cierpliwie (jak nigdy wcześniej) nagrywał nowy album w londyńskim studio Roundhouse (poprzednie nagrywali w Australii).Highway to Hell 7-krotnie okrył się platyną , co w praktyce oznaczało sprzedaż przekraczającą 7 milionów egzemplarzy.Ważniejsze jednak jest to, że przyniósł 10 mocnych rockowych kawałków skomponowanych wg skutecznego schematu: mocny riff, chwytliwy refren plus pochwała hulaszczego trybu życia w nieco humorystycznych tekstach.Jest moc.


8. THIN LIZZY – Jailbreak (1976)

Jailbreak powszechnie uchodzi za najlepszy studyjny krążek tej irlandzkiej grupy kierowanej przez charyzmatycznego lidera – Philla Lynotta. I chociaż Thin Lizzy nagrało jeszcze co najmniej kilka świetnych płyt, ale trudno odmówić temu wyborowi logiki.To właśnie na Jailbreak znalazł się największy (obok “Whiskey in the Jar”) przebój grupy – “Boys are Back in Town”.A jest też refleksyjne “Warriors”, mocne “Fight or Fall”, refleksyjne “Cowboy Song” czy w końcu nieśmiertelny “Emerald” – a więc same koncertowe killery. Jailbreak to potwierdzenie tego, że Thin Lizzy było zespołem z absolutnej czołówki ciężkiego (ale również bardzo melodyjnego) grania.


9. LED ZEPPELIN – II (1969)

Zeppelini strzepnęli z siebie trochę bluesowych naleciałości, dzięki czemu drugi album brzmi ciężej od „jedynki”.Zespół jeszcze nie pozwolił sobie na odważniejsze eksperymenty więc w swej istocie dwójka pozostaje płytą stosunkowo prostą, której moc zawiera się przede wszystkich w potężnych riffach i genialnych melodiach. Album nie grzeszy też spójnością, choć zdecydowanie przeważają utwory wybitne z niekwestionowanymi faworytami w postaci agresywnych “Whole lotta love” i” Heartbreaker”.


10. DEEP PURPLE – Machine Head (1972)

Sama obecność “Smoke on the Water” sprawia, że jest to album wyjątkowy.Jest tu jednak jeszcze kilka utworów ze ścisłej purpurowej klasyki.Ultraszybkie “Highway Star” i “Space Truckin” zdają się wymykać poza ramy pojęcia hard-rocka a tylko nieco wolniejsze tempa przewijają się przez całą płytę.Wyjątkowo lakoniczny “Maybe I’m a Leo” nie pasuje do reszty odbierając płycie przymiotnik idealna.Machine Head jest świadectwem wielkiego potencjału twórczego ale też fantastycznej formy i zgrania jednego z największych zespołów wszechczasów.


11. CAPTAIN BEYOND – Captain Beyond (1972)

Rzadko kiedy supergrupy nagrywają super płyty.W tym przypadku się jednak udało.Były wokalista Deep Purple – Rod Evans dopiero z kolegami z Iron Butterfly zaprezentował pełnię swoich umiejętności.Inna sprawa, że debiut płytowy Captain Beyond zupełnie przyćmił dokonania wszystkich innych -wcześniejszych jak i późniejszych dokonań muzyków wchodzących w skład tego zespołu.Nieco psychodeliczna atmosfera nagrań została bezlitośnie podporządkowana mocnej i momentami niezwykle dynamicznej hardrockowej muzyce czyniąc z całości rzecz absolutnie oryginalną.


12. BLACK SABBATH – Master of Reality (1971)

Trzeci krążek zespołu zawsze pozostawał w cieniu wcześniejszych a nawet i późniejszych płyt.Tymczasem jest to najbardziej wyważony i spójny album, jaki nagrali z wielkim Ozzim. Sabbath uwolnili się w końcu od bluesowych naleciałości, którymi w dużym stopniu nasycone były dwie poprzednie płyty i nagrali materiał niemal doskonały.Charakterystyczne, nieco przybrudzone i bardzo ciężkie brzmienie stało się podwaliną dla późniejszych nurtów takich jak doom metal, stoner rock czy nawet grunge.Do dzisiaj jej wpływ jest nie do przecenienia.


13. BUDGIE – Squawk (1972)

Po wysłuchaniu Squawk można się zastanawiać czy to walijski akcent śpiewającego basisty Shelley’a sprawił, że Anglicy nigdy nie stawiali Bugdie w jednym rzędzie z Purplami czy Sabbath. A może winny temu był sam zespół, który nigdy nie zdecydował się na opuszczenie rodzinnego miasta? Tak czy owak, Squawk to kapitalny album, skarbnica ciężkich, surowych riffów, które napędzały łatwo wpadające w ucho, melodyjne kawałki.Typowo dla Budgie na Squawk znalazły się też delikatne akustyczne ozdobniki. Niesamowita okładka autorstwa Rogera Deana idealnie wpisuje się w klimat tych nagrań.


14. GUNS N ROSES – Appetite for destruction (1987)

Z iście punkową werwą Gunsi wskoczyli na sam szczyt muzycznego świata.Biletem wstępu okazał się właśnie ten album – bezkompromisowy i wypełniony hard rockiem zagranym z punkową werwą.Wiele z tych numerów stało się klasykami gatunku a riffy z takich utworów jak “Sweet Child of Mine” czy “Welcom to the Jungle” posłużyły za wzór na, którym młodzi gitarzyści ćwiczyli swoje umiejętności. Prawdopodobnie najlepszy debiut od czasów Sex Pistols a już na pewno najlepiej sprzedający się debiut płytowy historii muzyki (blisko 30 mln egzemplarzy).


15. THE BLACK CROWES – Shake Your Money Maker (1990)

Pięć milionów sprzedanych egzemplarzy i 18 miesięczna okupacja amerykańskich list przebojów mówią same za siebie.”Shake Your Money Maker” to wulkan rockowej energii, której nie powstydziłby się AC/DC, niesamowity feeling znany z nagrań Lynyrd Skynyrd i bujające rytmy, o które zapewne zazdrośni byli w owym czasie ZZ Top.To także jeden z najlepszych debiutów w historii rocka i chociaż później również nagrywali bardzo dobre płyty, to żadna nie była tak mocno osadzona w konwencji hard rocka jak ta pierwsza.


16. ZZ TOP – Eliminator (1983)

Brodacze z ZZ Top wsiedli do czerwonego Forda 30’ i odjechali od całej reszty southern rockowych kowbojów.Ich rozhulany blues rock z południa nabrał tak szybkiego rytmu, że w ogóle wymknął się spod pierwotnego pojęcia.Zabójcze perkusyjno-gitarowe kanonady uzupełniono prostolinijnymi tekstami najczęściej dotyczącymi relacji damsko-męskich.Każdy utwór z Eliminatora to potencjalny przebój, skuteczny w podrywaniu do działania (każdego rodzaju).Tylko w samych Stanach ponad 10 milionów ludzi zafundowało sobie ten zastrzyk adrenaliny.


17. DEEP PURPLE – In Rock (1970)

Nie tyle nawet prowokacyjna, co bezczelna okładka In Rock dawała sporo do myślenia o ambicjach i poczuciu wartości młodych muzyków, ale w zestawieniu z muzyką, którą kryła już tak nie dziwi.Zmienił się skład zespołu i zmieniła się koncepcja grania.Album przyniósł muzykę zdecydowanie cięższą i dynamiczniejszą od wszystkiego co do tamtej pory nagrali.Potężny riff w “Into the Fire” i podnoszący krzyk do rangi sztuki” Child In Time” należy odczytywać jako śmiałą deklarację: teraz możemy wszystko.


18. NAZARETH – Hair of the Dog (1975)

Nazareth nigdy nie osiągnął takiego uznania jak Zeppelini czy Sabbath, ale dzięki Hair of the dog znalazł się już tylko o krok za tamtymi gigantami.Zwolnienie Rogera Glogera (produkował poprzednie płyty) było trafnym posunięciem.Nieskrępowani muzycy w końcu wytoczyli naprawdę ciężkie działa (“Hair of the Dog”, “Miss Misery”, “Changing’ Times”) ale też dodali kilka dobrych ballad z nieśmiertelnym” Love Hurts” na czele. Poza tym Nazareth zaczęli w końcu brzmieć tak jak powinni.


19. MANIC STREET PREACHERS – Journal for Plague Lovers (2009)

Wypełniony tekstami nieodżałowanego Richarda Jamesa Edwardsa i opatrzony nieco kontrowersyjną okładką Jenny Saville dziewiąty krążek Maniaków można uznać za najbardziej czadowy i spójny w ich dyskografii.Z jednej strony jest bardziej surowy od swojego poprzednika a z drugiej zdecydowanie bardziej przebojowy ( o ile możemy w tym przypadku mówić o przebojach) od słynnego The Holy Bible.Ot naprawdę mocne, konkretne granie bez zbędnych ozdobników i doprawione świetną produkcją.


20. RAINBOW – Long Live Rock N Roll (1978)

Pomimo chłodnego przyjęcia przez krytyków, którzy zarzucali grupie to, że zaczyna plagiatować samą siebie, trzeci studyjny album zespołu stał się jednym z najbardziej ulubionych przez fanów.Niepochlebna opinia mediów nie przeszkodziła grupie sprzedać milionów egzemplarzy krążka na całym świecie.Najmniej entuzjastycznie przyjęły „Long Live Rock’n’Roll” Stany Zjednoczone i prawdopodobnie właśnie brak sukcesu komercyjnego za Atlantykiem był jedną z przyczyn, dla których Ritchie Blackmore postanowił po tak dobrym albumie drastycznie zmienić skład zespołu.Na krążku oprócz tytułowego hitu znalazły się ponadczasowe “Kill the King” i wzniosłe “Gates of Babylon” .I jakby na nią nie patrzeć to trzech grających na niej tuzów: Blackmore, Dio i Cozy Powell, było wówczas w doskonałej muzycznej formie!


21. VAN HALEN – I (1978)

Już nigdy później Van Halen nie nagrał nic, co ekspresją mogłoby równać się z debiutem. Z tej płyty bije niczym nieskrępowana energia i wielki entuzjazm.Gitarowe popisy Eddiego zapewniły mu miejsce wśród najwybitniejszych gitarzystów, ale cała ekipa Van Halen spisała się fantastycznie.Nieco ponad pół godziny rockowego ognia, który wspólnie wskrzesili okazało się pochodnią, która rozświetliła świat rocka na następne lata i uczyniła z Eddiego jednego z najbardziej inspirujących i najszybszych gitarzystów wszechczasów.Posłuchajcie chociażby “Eruption” a zrozumiecie dlaczego.


22. RUSH – Fly by Night (1975)

Nocny lot skutecznie przypomina o hard-rockowych korzeniach gigantów rocka progresywnego, gdy muzycy byli jeszcze mocno zapatrzeni dokonania Led Zeppelin.Choć wypełniony jest prostymi, porywającymi kawałkami, w których słychać młodzieńczą siłę i energię kanadyjskiego trio, to nie zabrakło na nim miejsca dla spokojniejszych utworów (piękny, akustyczny “Rivendell” oraz “Making Memories”).Moim zdaniem Alex Lifeson zagrał na Fly By Night solówkę życia w utworze “By-Tor and the Snow Dog” ale sprawdźcie sami.


23. UFO – Phenomenom (1974)

Pierwszy album UFO z Michaelem Schenkerem na gitarze.Dzięki niemu Phenomenon obfituje w świetne zagrywki, wyśmienite solówki i niezwykły klimat.Album z każdą kolejną kompozycją nabiera rozpędu.Nie brakuje ani mocno rockowego grania (m.in.”Rock Bottom”, “Oh My” czy pamiętnego “Doctor Doctor”), ani utworów nieco bardziej subtelnych (“Lipstick Traces” czy “Space Child”).Phenomenon na zawsze przekreślił space-rockowe zapędy zespołu czyniąc z niego rasowy, pierwszoligowy hard-rockowy band.


24. THIN LIZZY – Fighting (1975)

Fighting to najbardziej niedoceniona płyta w dorobku Thin Lizzy i nie warto się nawet zastanawiać dlaczego, bo racjonalnych powodów zwyczajnie brakuje.To na tej płycie panowie zaprezentowali energetyczne “Rozalie” i “Suicide”. To tutaj zamieścili mocne, rockowe ballady z “Wild One” na czele.Album jest bardzo różnorodny ale pomimo tego słucha się go znakomicie.Jak zwykle w przypadku Thin Lizzy dużo ładnych melodii okraszonych potężnym, zdublowanym dźwiękiem gitar.


25. BLUE OYSTER CULT – Secret Treaties (1974)

Okładka płyty ze słynnym Me 262 (któremu zresztą poświecili jeden kawałek) jest jak najbardziej adekwatna do zawartości. Za sprawą Metalliki “Astronomy” zna chyba każdy fan metalu i już chociażby ciekawość, które wykonanie jest lepsze stanowi dobry powód by posłuchać tej płyty.W sumie to raptem 38 minut melodyjnego, nieco archaicznie brzmiącego hard rocka o specyficznym klimacie.Co ciekawe tekst do przebojowego “Career of Evil” napisała Patti Smith, ówczesna dziewczyna muzyka BOC – Allena Laniera.


26. SCORPIONS – Taken by Force (1977)

Zapomnijcie o Wind of Changes, fajna ballada ale…no właśnie, zanim Scorpions stał się zespołem, którego nie pominięto chyba na żadnej płycie z rockowymi balladami, był prawdziwie hałasującym zespołem.Co prawda pierwsze cztery płyty były dosyć nierówne i momentami odchylone w stronę rocka progresywnego, ale piąta to już inna bajka.Nawet okładka jest bardziej poważna a co dopiero zawartość – nie ma lukrowanych przebojów, za to jazgotliwe gitarowe jazdy i riffy przyspieszające przepływ krwi są obecne prawie w każdym kawałku.No i jest “Sails of Charon” – potęga!


27. DEEP PURPLE – Burn (1974)

Dla śledzących ówcześnie poczynania Deep Purple, pojawienie się albumu „Burn” było nie małym zaskoczeniem.Najważniejszą zmianą były przetasowanie w składzie zespołu.Na miejsce Iana Gillana przyszedł, nikomu jeszcze nieznany, David Coverdale, a za bas chwycił nie Roger Glover,a Glenn Hughes.Wraz z nowymi muzykami, pojawiły się nowe dźwięki, które swoim funkowym i bluesowym brzmieniem zdradzały inspiracje najmłodszych członków zespołu.Tytułowy “Burn” stał się jednym z największych hitów, jakie Deep Purple ma na swoim koncie.Po powrocie Gillana do zespołu zniknął z koncertowego repertuaru, jednak do dziś doczekał się niezliczonej ilości gorszych i lepszych coverów.Na albumie znalazł się także wspaniały „Mistreaded” i „Sail Away”.Z tym ostatnim historia obeszła się bezpardonowo.Będąc prawdziwą perłą tego krążka, został praktycznie zapomniany…


28. DANZIG – Danzig – (1988)

Wybitnie złowrogi, niepokojący, szelmowski jest pierwszy album Glena Danziga.Niebezpiecznie blisko ociera się o granicę heavy metalu ale jeszcze jej nie przekracza.Aby to się stało zespół musiałby zagrać trochę szybciej a im się nie spieszy za to grają naprawdę ciężko i melodyjnie.Brzmi to trochę tak jakby Elvis wyszedł na scenę z Black Sabbath i nagle okazuje się, że to mogłoby się udać! Debiut płytowy Danziga właściwie pozbawiony jest słabych punktów i użycie określenia klasyczny nie będzie tutaj żadnym nadużyciem.


29. BLACK SABBATH – Sabbath Bloody Sabbath (1973)

Wiele flirtów mocnego rocka z progresywnym polegało na tym, że muzycy tworzyli progresywne kompozycje w które wpisywali mocne gitarowe riffy.Sabbath Bloody Sabbath zdecydowanie pozostaje po cięższej stronie mocy.Punktem wyjścia nadal są ciężkie riffy, do których muszą dostosować się instrumenty klawiszowe.W efekcie muzyka zespołu nabrała większej przestrzeni, niemal orkiestrowego rozmachu i nieco subtelności.Nadal jednak bliżej jej do diabelskiej orgii z okładki niż do romantycznej randki.


30. YNGWIE MALMSTEEN – Inspiration (1996)

Ten szwedzki wirtuoz gitary nigdy nie zdołał skomponować utworów, w których jego techniczne popisy byłby traktowane tylko jako uzupełnienie świetnych pomysłów na muzykę.Z tego powodu Inspiration to absolutny szczyt jego kariery. Malmsteen słusznie zdjął z siebie obowiązek komponowania i zajął się utworami, które inspirowały go na przestrzeni lat. Efekt? Płyta pozbawiona słabych momentów, kipiąca niemal metalową energią. Yngwie wielu utworom nadał wręcz nową moc.Rozbuchane do granic możliwości “Gates of Babilon”czy “The sails of Charon” brzmią nawet lepiej niż oryginały.


31. BUDGIE – Never Turn Your Back On A Friend (1973)

Najbardziej znany i zarazem najlepiej sprzedający się krążek Papużki. Otwierający go “Breadfan” spopularyzowany został kilkanaście lat później przez Metallicę i w oryginale robi również piorunujące wrażenie.Zupełnie po innej stronie wagi mamy subtelną balladę “You Know I Will Always Love You”, bo przecież bez takich tematów Budgie nie byłoby sobą.Pół biedy, jeśli ktoś nie słyszał nigdy “Breadfan” ale jeśli ominął go In ” The Grip of Tyrefitter’s Hand” i refleksyjny “Parents” (nie tylko progresywne kawałki mogą trwać ponad 10 minut) to naprawdę stracił trochę dobrej muzyki z lat 70′.Warto pamiętać, że w 1982 r.Budgie dało w Polsce aż 16 koncertów, podczas gdy inne hard- rockowe legendy zaczęły przyjeżdżać dopiero jako podstarzali panowie…


32.RITCHIE BLACKMORE’S RAINBOW I (1975)

Pierwsza płyta Rainbow nie zaskakuje potężnym brzmieniem i mocą.Jego siła przejawia się w różnorodności.Znalazły się tu bowiem wspaniałe hard-rockowe ballady “Catch the Rainbow” i “The Temple of the King”, jedne z najlepszych jakie w ogóle powstały za prawą Blakmore’a.Z drugiej strony słuchacze dostali petardy w postaci “Man on the Silver Mountain” czy” Still Im Sad” – czyli żywiołowy hard rock, który będzie ewoluował na następnych tęczowych nagraniach.Płyta na pewno nierówna, na pewno nie doskonała ale wyjątkowo urzekająca.Od niej warto rozpocząć przygodę z Rainbow.


33. THE WHO – Whos Next (1971)

The Who aż do czasu wydania Who’s Next pozostawało w zasadzie zespołem singlowym.Nawet rock-opera Tommy nie zmieniła sytuacji.Zbyt wysokie ambicje Pete Townshenda sprawiły, że następny koncept album zespołu w ogóle nie został nagrany.Zamiast niego zespół zdecydował się wydać płytę, na której utwory nie są ze sobą w żaden sposób powiązane.Tym samym The Who wróciło na starą sprawdzoną ścieżkę serwując swoim fanom naprawdę ciężki i wpadający w ucho zestaw piosenek, z których kilka stało się prawdziwymi klasykami z “Behind Blue Eyes” na czele (tak to ten sam kawałek, który odegrali- dosłownie- Linki Park).


34. ANGEL – Helluva Band (1976)

Dzięki basiście Kiss zespół Angel wypłynął na szersze wody.Zawrotnej kariery jednak nie zrobił, choć do dziś ma swoich oddanych fanów i pozostawił po sobie kilka naprawdę udanych krążków.Helluva Band to druga płyta w dyskografii zespołu.Jest nieco bardziej różnorodna od debiutu.Muzycy delikatnie flirtują z rockiem progresywnym pozostając jednak przede wszystkim hard rockowym zespołem.Słychać tu echa twórczość takich zespołów jak Rainbow, The Who czy Deep Purple a jednak Angel udało się wypracować własny styl.


35. TED NUGENT – I (1975)

Niesforny gitarzysta miał powiedzieć kiedyś o swojej pierwszej solowej płycie: jeżeli ktoś chciałby wiedzieć czym jest rock’n’roll, wystarczy mu tylko ten album.Rzeczywiście na krążku udało się uchwycić niezwykłą ekspresję, znaną z koncertów zespołu ale to jednak dużo mocniejszy ładunek czadu niż mógł zafundować czysty rock’n’roll czy nawet hard rock! Kto wysłucha uważnie Stormtroopin’ lub Motor City Madhouse zrozumie, dlaczego Ted uważany jest za jednego z ojców heavy metalu.


36. SIR LORD BALTIMORE – Kingdom Come (1970)

Nieokiełznana energia wytłoczona w plastikowym krążku – tak można najkrócej scharakteryzować debiut płytowy amerykańskiego zespołu Sir Lord Baltimore.Ta muzyka jest obłędna – głośna, niezwykle żywiołowa i ciężka.Brzmi trochę jak jam session MC5 z Black Sabbath i nawet jeśli trąci trochę archaicznym brzmieniem to w dużo mniejszym stopniu niż inne zespoły z nurtu heavy psych.Niekiedy określa się Sird Lord Baltimore zaszczytnym mianem protoplastów metalu czy nawet doom metalu i chyba nie ma tym wiele przesady.Takiej karkołomnej gitarowej jazdy, połączonej z obłędnym wokalem i punkową energią próżno szukać na nagraniach innych zespołów z tamtego okresu.Szkoda tylko, że po nagraniu drugiej – nieco słabszej płyty Sir Lord Baltimore zakończył działalność.


37. MONTROSE – Montrose (1973)

Choć można się spotkać z opinią jakoby Montrose był pionierem heavy metalu, to w moim odczuciu znacznie bliżej mu stylistyce stricte hard-rockowej, co zresztą wyraźnie słychać na debiucie.Album oferuje bogactwo solidnych, niespecjalnie złożonych, ale za to bardzo chwytliwych kompozycji (m.in.Rock Candy, Rock The Nation czy Good Rockin’ Tonight).Brak za to cukierkowych motywów i chórków w stylu Queen.Jak to mówią – ‘must have’ dla fanów gatunku.


38. ATOMIC ROOSTER – Death Walks Behind You (1970)

Już sama okładka z reprodukcją obrazu Williama Blake’a może dać wiele do myślenia. Na pierwszej płycie zespołu dużo wersów poświęconych było tematyce śmierci, lęku i osamotnienia. Na drugim albumie ten lęk jest wręczwszechobecny. “Death Wallks Behind You” to soundtrack zmagającego się z permanentną depresją umysłu Vincenta Craina. Prawdziwym rodzynkiem jest “Seven Lonely Streets” – utwór, który skomponował gitarzysta John Du Cann z myślą o albumie Andromedy – jest bardzo mocnym punktem tego krążka, a tekst idealnie pasuje do obłędnego nastroju pozostałych utworów. Dalej jest jeszcze duża porcja pierwszorzędnej gitarowo – organowej jazdy przyprawionej niespokojnym klimatem. No i ten tytułowy kawałek…obłęd!


39. PERFECT – UNU (1982)

40 minut czadowego grania wprost ze stanu wojennego! Emocje wyczuwalne są w każdej kompozycji, Ta złość, autentyczność, o którą nawet nie otarły się zachodnie kapele stanowi o oryginalności UNU.Niezrozumiałe dla zagranicznego odbiorcy teksty, pełne celnych metafor jeszcze bardziej podnoszą rangę tego wydawnictwa.
To płyta pomnik, świadectwo pokolenia które potrafiło coś poświęcić i przeniosło kreatywność na zupełnie inny wymiar.Bezkompromisowa zarówno w warstwie muzycznej jak i tekstowej.Niezrozumiała dla nie-polaków ale najbardziej bliska rockowej tradycji buntu niż jakiekolwiek inne wydawnictwo w tym zestawieniu!


40. BUDGIE – Bandolier (1975)

Po umiarkowanym sukcesie komercyjnym In For the Kill Budgie wciąż pozostawał w cieniu takich gwiazd jak Black Sabbath czy Led Zeppelin.Kolejny krążek również nie zmienił tej sytuacji, choć jest to chyba najbardziej dopracowana płyta jaką zespół stworzył w całej swojej karierze.Słychać, że muzycy spędzieli w studio wiele godzin, by doszlifować każdy utwór.Żaden album papużki nie miał tak czystego i dopracowanego brzmienia.Żaden też nie łączył w tak efektowny sposób delikatnych, akustycznych dźwięków z potęgą hard rockowego czadu.


41. NAZARETH – Loud N Proud (1973)

Startujący płytę “Go Down Fighting” ma coś ze Slade’owego “When I’m Dancing I’m Not Fighting” – podobna energia i zadziorność, której sprawcą jest przede wszystkim McCafferty.Ten specyficzny hard-glam-rock ma też spory potencjał komercyjny.Podobnie rzecz się ma z chwytliwym “Turn On You Reciver” i “This Flight Tonight”.Ten ostatni to znakomicie zinterpretowany kawałek Joni Mitchell, do tego stopnia udany, że sama artystka dała się oczarować jego urokom i jakiś czas po ukazaniu się singla Nazareth, podczas koncertu w Londynie, zapowiadała ten utwór słowami: a teraz zaśpiewam piosenkę zespołu Nazareth.Jest też piękna, beztroska ballada “Child In The Sun”, umieszczona tuż przed dramatyczną, niepokojącą i długą (9 min) nazarethową wersjią dylanowego klasyka – “Ballad of Hollis Brown”.Utwór ten opowiada historię zagłady pewnej farmerskiej rodziny, którą zabił zdesperowany ojciec rodu, po tym jak stracił wszystko.I znowu udowodnili, że mają talent do interpretowania cudzych utworów.Dylan zapewne nie miał nic przeciwko.


42. UFO – Force It (1975)

Od pierwszych sekund nie ma wątpliwości, że hard rock to druga nazwa zespołu. Zero zbędnych ozdobników, syntezatorowej melancholii – po prostu multum fajnych melodii i gitarowy jazgot wymuszający tupanie nogą. Potężne riffy w “Let it roll” i “Mother Mary” każą się zastanowić nad tym kto naprawdę był najlepszym wioślarzem gatunku a “High flyer” jest dowodem na , że niekoniecznie Purple czy Zeppelini nagrywali najlepsze rockowe ballady. Świetną formę panowie potwierdzili na kolejnych albumach.


43. AEORSMITH – Toys In The Attic 1975

Nagle okazało się, że zespół postrzegany wyłącznie jako naśladowca Rolling Stones i Led Zeppelin na bazie tychże inspiracji zdołał zbudować swój własny styl i nagrać płytę, którą bez skrępowania można postawić obok największych dzieł tamtych.Album epatuje doskonałymi riffami i odważnymi solówkami, ale przede wszystkim bezwstydnymi tekstami, które stały się w pewnym stopniu wizytówką.Dzięki Toys In The Attic rozkrzyczany Tyler z kolegami stali się dla przyszłych pokoleń tak wielkimi autorytetami, jakimi dla nich samych byli giganci rocka z początku lat 70’.


44. P.BOX – Ko kovan – 1983

Na potrzeby drugiej płyty Pandora’s Box utalentowany gitarzysta Bencsik Sandor stworzył kapitalne, niezapomniane riffy z których część na stałe wpisała się w kanon węgierskich rockowych szlagierów.Kamień na kamieniu aż kipi energią i każdy utwór wart jest uwagi ale prawdziwą perełką jest poświęcony pamięci guru węgierskiego rocka Bela Radics-owi przebój -“A zold, a bibor es a fekete”.Za sprawą Ko Kovan wzorująca się na Deep Purple Pandora stał się rasowym hard rockowym zespołem, który już rok później otwierał węgierskie koncerty Motorhead i Iron Maiden.


45. TRAPEZE – You are the music (1972)

Chociaż powszechnie to wydany 1970 r. album Medusa uważa się za największe dokonanie zespołu kierowanego przez legendarnego Glena Hughesa to w tym zestawieniu uznać musi wyższość kolejnej płyty.Jak to ktoś napisał przy okazji opisywania tej płyty – funk to nie zbrodnia! Racja, szczególnie że na płycie nie brakuje mocnego typowo hard rockowego ognia.Całość brzmi jakby nagrana podczas koncertu (co też sugeruje okładka) ale w rzeczywistości jest to studyjny krążek z czadowym miksem funku i hard rocka.Już chociażby za sprawą “Way back to the Bone” i “Loser” zasługuje na miejsce na tej liście.


46. YU GRUPA – YU Grupa (1973)

Belgradzkie power trio uchodzi w krajach byłej Jugosławii za jednych z pionierów łączenia rocka z muzyką ludową ale szczerze mówiąc nie jest to jakoś mocno wyczuwalne na tym krążku.Zanim nagrali debiutancką płytę byli już dobrze znanym zespołem, którym zainteresował się londyński CBS.Ostatecznie ze współpracy nic nie wyszło, ale wizyta w Londynie zaowocowała zakupem świetnych instrumentów dzięki czemu pierwsza płyta brzmi rewelacyjnie.Dynamika tych nagrań sprawia że można poczuć się jak na koncercie.Słychać, że panowie darzą głębokim szacunkiem bluesa ale mnogość cięższych momentów sprawia, że zdecydowanie bliżej im do Budgie czy Free niż do Cream.To po prostu świetnie nagrana czadowa płyta z pięknymi klarownymi solówkami, ciężkimi riffami i potężnie dudniącą sekcją rytmiczną.


47. DEEP PURPLE – Perfect Strangers (1984)

Efektem zejścia się klasycznego składu zespołu, była płyta niemal pozbawiona słabych momentów ale też utrzymana w nieco innej stylistyce niż dzieła sprzed lat.Blackmore wyczarował kilka kapitalnych riffów i skwapliwie skorzystał z tęczowych doświadczeń.Każdy utwór z Perfect Strangers jest melodyjny i wyposażony w odpowiednio wyważony komercyjny potencjał.Dzięki temu Purplom udało się pozyskać nowych fanów a wiara starszych miłośników w sens zejścia się grupy nie została podważona.


48. METROPOL 3 (1981)

Otwierający płytę „Avera Palmerol” jest jasną deklaracją, że mamy do czynienia z rasowym hard-rockowym graniem.Przypominający z wyglądu Tomiego Iommiego gitarzysta – Orbán Andrei nie ograniczał się tylko do tworzenia mocnych riffów, potrafi także zagrać piękne solo lub pokornie przygrywać towarzyszom.Gdzieś nad tą hardrockową muzyką krąży duch czystego rock’n’rolla („Metrock”), i ciężkiego bluesa („Cîntec Simplu”).Pojawiają się odniesienia do twórczości węgierskich zespołów rockowych („Regăsit” brzmi jak utwór Omegi).Na sam koniec Metropol przypomina nam jednak, że jest zespołem grającym naprawdę ciężkiego rocka („Ajutor”).Choć album jest dosyć różnorodny, słucha się go przyjemnie.Nie przeszkadza nawet kiepskie brzmienie. Zaraz po wydaniu “trójki” zespół zaprezentował się na festiwalach w Czechosłowacji, Polsce i na Węgrzech.Jednak tego samego roku lider formacji – Virányi Attila wyemigrował do Niemiec i tym samym historia Metropolu właściwie dobiegła końca.


49. FREE – Heartbreaker (1972)

Kiedy Rogers śpiewa “nie ma nikogo, kto mógłby zająć twoje miejsce” można odnieść wrażenie, że to bardzo osobiste wyznanie skierowane do gitarzysty Paula Kossoffa.Nie jedyne zresztą, bo podobnych tekstów jest tutaj więcej.Obiektywnie rzecz biorąc ta płyta w ogóle nie miała prawa zaistnieć.Nagrania przebiegały chaotycznie, Kossoff był w fatalnym stanie i zespół wykorzystał zaledwie kilka jego zagrywek.Na dodatek cały materiał okazał się być fatalnej jakości i dopiero właściwy mastering uratował go przed pewną porażką. Najbardziej melancholijna płyta w tym zestawieniu.


50. RITCHIE BLACKMORE’S RAINBOW – Stranger in us all (1995)

Blackmore uległ naciskom ludzi z BMG i swoją (w zamierzeniach) solową płytę zatytułował dziwacznym, przydługawym szyldem.Chociaż zespół składał się z młodych i mało doświadczonych muzyków zdołał nagrać płytę, która wpisuje się dobrze w dyskografię zespołu.Wysoką formę gitarzysty potwierdzają świetne riffy i melodyjne solówki, ale na nic by to się zdało gdyby nie dynamiczne i pełne niepokoju kompozycje, które wypełniły cały album.Szkoda, że zaraz potem herszt przywdział dziwaczny strój i zapomniał o gniazdu elektrycznym…

 Opublikowane w rockarea.pl  

http://www.rockarea.pl/artykuly/hard-rock-top-50/

Komentarze