Lis i celtycki dywan

 



Wydany w 1976 r. Jimmy The Fox nie powtórzył sukcesu Jailbreak ale też nie osłabił pozycji Thin Lizzy w rockowym świecie. Większą część materiału Lynott napisał w manchesterskim szpitalu, gdzie leczył wątrobę a później nagrano go w szybkim tempie w londyńskim studio Ramport (choć pierwotnie miał zostać nagrany w Niemczech). 

Co ciekawe duży wkład w cudowną balladę Don't Belive A Word miał duet Brian Downey /Brian Robertson i dopiero po ich przeróbkach i kłótni z Lynottem piosenka ostatecznie trafiła na płytę. Jeśli jednak myślicie, że ten wkład kompozytorski miał odzwierciedlenie w opisach na okładce albumu to się mylicie. Jak każda gwiazda rock Lynott niechętnie dzielił się tantiemami. 

Po wydaniu płyty zespół ruszył w trasę wypełniając 3-krotnie słynną Hammersmith Odeon. Irlandzka ziemia jak zwykle przyjęła ich z sympatią a zaraz potem mieli polecieć do Stanów. Wszystko szło dobrze do czasu gdy Robertson wdał się w pijacką bójkę w knajpie Speakeasy w wyniku czego zerwał wiązadło w ręce i nie mógł grać. Co więcej diagnoza lekarza była druzgocąca, bo usłyszał że grać na gitarze nie będzie już nigdy (potem okazało się że lekarz który postawił tą diagnozę pomylił się...). Reszta zespołu była wściekła. Amerykańskie koncerty zostały przełożone i powrócili do Stanów w 1977 r. jako suport Queen na trasie Queen Lizzy Tour. 

Lynott na własnej skórze odczuł tam czym jest zazdrość wśród muzyków.  Choć Queen grali fantastyczne koncerty i byli po wydaniu znakomitej "A Day At The Races" to i tak Freddy dostawał dreszczy gdy publiczność nagradzała Lizzy brawami. Doszło nawet do tego, że ludzie związani z Queen chcieli skrócić set Irlandzczykom, bo rzekomo Queen miał zbyt mało czasu na przygotowanie się do grania. Na szczęście sprytna ekipa Lizzy  oświadczyła, że będą wychodzić wcześniej wobec czego załoga Queen była już bezradna... 

Wracając do Lisa Jimmego...cóż, Lynott musiał mieć obsesję na punkcie tego imienia, bo jest też tytułem pierwszego kawałka na płycie. Inną znaną obsesją Phila były jak już pisałem wcześniej Stany , więc na nowym materiale nie zabrakło odniesień do amerykańskiego stylu życia. Taki pierwszy lepszy z brzegu Jimmy to nic innego jak opowieść o strzelaninie i dragach w wielkim mieście. Fools Gold odnosi się oczywiście do gorączki złota a Massacre do rzezi, która miała miejsce gdzieś na południu Stanów.  Jak przystało na zachłyśniętego amerykańską kulturą "pisarza" Lynott dziewczyny nazywa chicks albo cats, policjantów cops i upycha w tekstach jeszcze kilka żargonowych zwrotów. 

Co zaś się tyczy samej muzyki - jak to w przypadku Lizzy miłe dla ucha ballady sąsiadują z drapieżniejszymi kompozycjami i o ile dudniące Massacre i tkliwe Don't Belive A Word są koncertowymi klasykami o tyle trudno np. zachwycać się Fools Gold z durnym refrenem. Zachwyca za to z pewnością spotkanie Johnny the Fox z Jimmy the Weed bo tak funkowej, tak amerykańskiej muzyki Lizzy nigdy nie grało. Słuchasz i wyobrażasz sobie te znane z filmów ulice wielkich amerykańskich miast pełne wielkich samochodów, czarnoskórych alfonsów i dilerów. Kto oglądał Porucznika Colombo ten wie o co common.   Innymi słowy usłyszysz tu ten amerykański groove, co samo w sobie jest fantastyczne bo rzadko europejskim artystom udaje się osiągnąć taki efekt. 


Komentarze