Moje zestawienie ulubionych płyt AC/DC dla rockarea.pl z okazji wydania nowego albumu.
- If You Want Blood, You’ve Got It
Dla mnie AC/DC to przede wszystkim zwierz koncertowy więc gdy usłyszałem, że mam wytypować 3 najlepsze płyty kangurów wybór numeru pierwszego był dla mnie oczywisty. Ten nagrany w 1978 roku album mógłby stać się świetną alternatywą dla kuracji żeń-szeniem. Jeżeli Was nie poruszy to tabletki też nie dadzą rady. Są tu wspaniałe szybkie riffy, Bon Scott jest w świetnej formie, Angus Young wyżywa się na gitarze, słychać zachwyconą publiczność – czad! Co prawda nie jest to zapis jednego koncertu ale całość została tak dobrze poskładana, że po włączeniu płyty fakt ten znaczenia nie ma żadnego. Chociaż największe hity AC/DC miały dopiero wypłynąć w następnych latach materiał, jaki znalazł się na tym krążku został tak rewelacyjnie odegrany, że żadna późniejsza płyta koncertowa AC/DC nie może się z nim równać. Bad boy boogie sprawi, że nie ustaniecie w miejscu, podczas The jack zapewne usłyszycie swój własny głos skandujący wraz z publicznością dosyć niewybredny refren a Whole lotta Rosie każe Wam odkryć, że sufit jest…za nisko! Jeśli starczy Wam sił kangurki mają dla Was jeszcze 4 killery. Tylko uważajcie, bo jak sugeruje tylna część okładki takie zabawy czasami kończą się źle! - Back in Black
Ta płyta znalazła się na 2 miejscu w moim rankingu najlepszych płyt hard rocka więc i tutaj musiała się pojawić. Uważam że jest to najwspanialszy comeback płytowy w dziejach muzyki rockowej. Zespół pozbierał się do kupy i z nowym wokalistą Brianem Johnsonem nagrał album, który wpisał się w rockową klasykę. Od pewnego czasu zastanawiam się jak zabrzmiałby tytułowy kawałek z udziałem Nas’a gdyby to właśnie AC/DC wpadłoby na pomysł nagrania nowej wersji z nim a nie Santana… - Highway to Hell
Był to też bodajże pierwszy album Australijczyków z którym zetknąłem się gdzieś połowie podstawówki. Pamiętam że słuchałem go z oryginalnej kasety. Podobała mi się okładka – pięciu gości wyglądających na zawadiaków, którzy równie mocno jak ja, nie przepadają za szkołą;). Pewnie gdybym wcześniej nie usłyszał Sabbath dzisiaj byłbym wyznawcą AC/DC. W każdym razie mocno porwała mnie ta płyta, Night Prowler i Touch Too Much słuchałem po kilka razy z rzędu a dwa pierwsze kawałki często towarzyszyły mi w drodze do szkoły (czasy walkmana)
Komentarze
Prześlij komentarz