SZALONY ZŁOCZYŃCA (MADVILLAIN- MADVILLAINY)

 


Jeśli wpiszecie w necie hasło Led Zeppelin "I" to nie ogarniecie  wszystkich recenzji tej  płyty, ale jeśli wpiszecie Madvillain nie dostaniecie prawie nic. Lubimy się tarzać w tej odległej przeszłości, którą dodatkowo gloryfikują krajowe media. I nie łudźcie się, że kolejne klony radiowej Trójki coś zmienią, bo znowu położą schabowego pod solidną strzechą. W tym upatruję przyczyny, dla której taki album jak Madvillainy jest u nas właściwie nieznany. Tymczasem opiniotwórcze serwisy ratingowe dają jasny przekaz - to jedna z najbardziej docenionych i tym samym legendarnych płyt w historii gatunku.

W 2001 roku producent, raper  i multiinstrumentalista Madlib miał już za sobą kilkuletnią  przygodę z muzyczną branżą i zdążył zaliczyć kilka sukcesów. Zaczynał od hip hopu, by potem wdać się we flirt z jazzem i elektroniką. Gdy postanowił ponownie wkroczyć na hip hopowe podwórko jego uwagę skupił zamaskowany, undergroundowy raper z Georgii - Doom. Poprzez znajomego podesłał mu swoje beaty i te spotkały się z aprobatą. Po opłaceniu przelotu Dooma do Los Angeles, wytwórni Madliba brakowało kasy do zaliczki w wysokości 1500 dolców. Na szczęście goście szybko się polubili i zaczęli współpracę. W studio Madliba, urządzonym w starym schronie bombowym nagrywali, pili, palili marychę a jedzenie zagryzali czasem odlotowymi grzybkami. W każdym razie mieli ubaw. Miny zrzedły im dopiero, gdy podczas pobytu Madliba w Brazyli ktoś zajumał wersję demo płyty i udostępnił w sieci. Zniechęceni artyści zajęli się nagrywaniem innych rzeczy.  W sumie ukazały się 3 albumy z ich udziałem (osobno) zanim zdecydowali się powrócić w 2004 do niedokończonego projektu.  



Madvillainy powstawało więc z przerwami i w nerwowej atmosferze. Większość roboty wykonał Madlib, który na potrzeby płyty przygotował ponad 100 beatów. Część została potem wykorzystana na innych płytach. Samplując stare winyle Madlib sięgnął po muzykę brazylijską, indiańską, jazz, soul i Szatan wie co jeszcze. Doom dodał swoje rymy nieco inaczej niż na pierwotnej "spalonej" wersji albumu. Luźne skojarzenia , gra słowna i swobodne łamanie beatów Madiba sprawiło, że ta płyta brzmi jakby odjechana w inną czasoprzestrzeń. To nie jest rap z podwórka, na którym chłopcy klną opowiadając sobie o zaliczonych laskach czy prężą muskuły pozując z gnatem w ręku. Nie ma też różowego zamszu i lśniących łańcuchów. To najprawdziwszy undergroundowy wypust, bez kompromisów i szpanerstwa. O dziwo słucha się tego bardzo przyjemnie i nawet jeśli nie znasz angielskiego na tyle dobrze, że zrozumieć tę nawijkę to i tak udzieli Ci się   hipnotyzujący klimat tej muzyki. 

 Madvillainy spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem krytyki i słuchaczy, zbierając bardzo wysokie oceny i setki hołdujących epitetów, dzięki którym recenzenci starali się uchwycić ducha tej muzyki. 

 


***

Ten wpis miał powstać w zupełnie innych okolicznościach. Zachłysnąłem się Madvillany a dzięki niemu sięgnąłem po inne dokonania Dooma i Madliba. Zaczynając pisać nie miałem pojęcia, że DOOM nawija rymy już w zupełnie innym miejscu...

Niespodziewanie w styczniu tego roku świat obiegła informacja o jego śmierci. Zmarł tak jak żył - w cieniu, bez rozgłosu,  schowany za maską gladiatora, chroniącej go przed oczyma ciekawskich. Jego życie naznaczone było tragediami.  W 1993 r. jego brat (z którym współtworzył pierwszy poważny skład w swojej karierze) został śmiertelnie potrącony przez samochód. Z powodu niepowodzeń na blisko 4 lata wycofał się z z muzycznej sceny, żyjąc podobno na skraju ubóstwa i ocierając o bezdomność. Powrócił do klubów jako MF DOOM , w masce która skrywała jego twarz przez wszystkie następne lata kariery. W końcu stał się gwiazdą undergroundowego hip hopu, ale kłopoty się nie skończyły. W 2010 r. Doom uzyskał brytyjski paszport i ruszył w trasę, ale niestety nie został ponownie wpuszczony do USA - w dzieciństwie wyemigrował do Stanów z Londynu wraz z rodzicami - matką pochodzącą z Trynidadu i ojca z Zimbabwe i nie uzyskał obywatelstwa. W wyniku tej sytuacji żonę i dzieci przez dwa lata widywał tylko na ekranie. Ostatecznie w 2012 r. rodzina połączyła się i zamieszkali w Londynie gdzie  również nie zaznał spokoju - w 2017 r. przeżył śmierć swojego 14 letniego syna.

Na początku stycznia żona DOOMA poinformowała w mediach społecznościowych, że raper zmarł 2 miesiące wcześniej. Niech treść notatki zamieszczonej na Instagramie pomoże Wam zrozumieć kim był i jak żył:

Najwspanialszy mąż, ojciec, nauczyciel, student, partner w interesach, kochanek i przyjaciel, o jakiego kiedykolwiek mogłam prosić. Dziękuję za wszystko, co mi pokazałeś, czego mnie nauczyłeś i co dałeś mi, naszym dzieciom i naszej rodzinie. Dziękuję za to, że nauczyłeś mnie, jak przebaczać ludziom i jak dawać im kolejną szansę. Dziękuję za to, że pokazałeś mi, jak nie bać się kochać i nauczyłeś mnie być najlepszą osobą, jaką kiedykolwiek mogłam być. Mój świat nigdy nie będzie taki sam bez ciebie.

 




Komentarze