O CIAGODRUCIE , PILOCIE I KRÓLU

Muszę Ci zdradzić, że oprócz trwającego od lat pociągu do płci przeciwnej, uzależnienia od słuchania muzyki, jazdy na rowerze i jedzenia słodyczy mam także niepohamowany pociąg do... czytania książek. Choć ta ostania aktywność uruchamia się u mnie falami tj. przez dwa tygodnie nie czytam prawie nic (jeśli nie liczyć gazet historycznych, które czytam zazwyczaj na kiblecie lub w wannie) a potem wpadam w wir książek. Najbardziej lubię literaturę faktu i autobiografie. Zawszę znajduje czas na czytanie chociażby miałoby to być 10 minut dziennie. Kolejny zwrot ku Heavy Metalowi skłonił mnie do sięgnięcia po kilka książek o tej tematyce. 


Pod choinkę dostałem od siostry upragnioną książkę o Marilyn Manson - "Trudna droga z piekła". Dodałbym do tytułu : trudna droga do przeczytania. Książka jest tak chaotyczna jak sama osoba artysty. Liczyłem na coś więcej - chociażby na szersze opisy sesji nagraniowych, podczas których powstawały kolejne płyty artysty. Zamiast tego Manson zaserwował dużo mniej lub bardziej strawnych i nieprzyzwoitych anegdot ze swego życia, które szczerze mówiąc średnio mnie obchodzą. Kontrowersyjne opisy różnych wyczynów w stylu polewania ludzi krwią na koncertach, cięcia się,  obciągania na scenie innemu kolesiowi , czy grupowe dymanie głuchoniemej dziewczyny trzymanej na pasku jak psa a potem ruchanej przez kolejnego kolesia pod prysznicem, gdzie miała umyć się ze spermy wcześniejszych zawodników, spowodowały że nie chciało mi się słuchać tych jego płyt przez kilka dni. Generalnie ta autobiografia to niestety lipa i jedyną jej wartością stanowi możliwość zrozumienia dlaczego Manson jest jaki jest, bo sporą część poświęcił swojemu pokręconemu dzieciństwu. Tylko po ci mi  - fanowi muzyki - takie zrozumienie? Gdy dowiadujesz się, że jeden z twoich ulubionych artystów jest ciągodrutem to nie nie jest fajne uczucie. Konkluzja nasuwa się sama -jeśli lubisz płyty Mansona nie sięgaj po książkę bo to strata czasu. 


Jakąż miłą odskocznią była autobiografia Bruce'a Dickinson'a z Iron Maiden - "Do czego służy ten przycisk?" Jeśli wyobrażasz sobie gwiazdę rocka jako rozbrykanego hulakę, który żyje od koncertu do balangi to wspomnienia Bruce'a całkowicie przełamują ten stereotyp. Nie ma tutaj rozległych opisów imprez suto zakrapianych alkoholem i przyprawionych białym proszkiem wciąganym z płaskich brzuchów nastolatek. Rzeczywiście jak się nad ty zastanowiłem, to nie pamiętam żadnego incydentu czy skandalu związanego z Iron Maiden. Ten zespół to po prostu małe imperium biznesowe zbudowane na czystej pasji i szacunku dla słuchacza. Sam Dickinson zaskakuje opowieściami o tym jak godził śpiewanie w najważniejszym metalowym zespole w dziejach z pasją do szermierki i lotnictwa. Było to dla mnie totalnym zaskoczeniem, gdy czytałem jak zdobywał kolejne licencje lotnicze, by w końcu zostać etatowym pilotem Beinga, którego pilotował w przerwach pomiędzy trasami zespołu! To nieprawdopodobne ile rzeczy człowiek może zrobić za swojego życia. Tym samym przyznaję, że autobiografia Dickinsona to jedna z najbardziej inspirujących książek motywacyjnych jakie czytałem. Jakże inna od wspomnień ludzi biznesu takich jak Dirk Rossmann czy Sam Walton. Tamci zawsze opisywali swoją obsesję rozbudowywania imperium w taki sposób, by stworzyć na czytelniku wrażenie że wykonują jakąś ważną misję dla ludzkości. W cieniu tych fantastycznych wywodów pozostają wszystkie ofiary ich działalności i chciwości - ludzie których przez lata zniszczyli, często stawiając im konkurencję w drzwi w drzwi bez żadnych skrupułów, tylko po to żeby mieć więcej i więcej. Serio to mają być przykłady do naśladowania? Tymczasem Dickinson konsekwentnie budował swoją karierę , znalazł własne miejsce, nikomu go nie podkradł , nie zostawił za sobą ofiar i stworzył wiekopomne dzieła kultury popularnej przy okazji zarabiając naprawdę dużo pieniędzy. Myślę że to znacznie lepszy przykład niż wszyscy Ci szarlatani biznesu, z których każdy obowiązkowo chwali się swoim rzekomym wkładem w rozwój ludzkości a na starość wysyła trochę paczek do Afryki, żeby udowodnić światu jaki jest szlachetny...


 Aktualnie kończę biografię "Black Funeral - w magicznym kręgu Mercyful Fate" autorstwa Martina Popoff'a, którą dostałem w prezencie na dzień chłopaka od pewnej łebskiej i uroczej dziewczyny. Co do samego autora - gościowi zarzucają, że pisze maszynowo, bez polotu, na ilość nie na jakość. Rzeczywiście ilość napisanych przez niego książek robi wrażenie ale też opinie co do ich jakości są podzielone. Coś w tym jest, bo biografię MF czyta się  niełatwo. Napisana jest w stylu jakby kronikarskim - ot odnotowane są najważniejsze wydarzenia, wplecione cytaty muzyków i opisy płyt a nawet pojedynczych utworów. Mało w tym polotu ale książka ma też niepodważalną zaletę - fan Mercyful Fate i Kinga Diamond'a dowie się wielu rzeczy, które jak sądzę go zainteresują. Popoff opisał najistotniejsze fakty towarzyszące powstaniu wszystkich płyt zespołu - a więc gdzie nagrywano , w jakiej atmosferze , w jakim składzie i dlaczego akurat w taki itp. Wszystkie te suche fakty podane w prosty sposób, bez żadnej finezji sprawiają, że trudno polecić tą książkę komuś nie zainteresowanemu tematem (a taką autobiografię Dickinsona jak najbardziej można polecić w zasadzie każdemu). W każdym razie książka o Mercyful Fate była potrzebna i moim zdaniem spełnia swoją rolę. Jako dozgonny fan Mercyful Fate jestem usatysfakcjonowany.






Komentarze