BURZUM - FILOSOFEM (Życie nabiera nowego znaczenia kiedy nadchodzi noc)

 

Słyszysz Burzum - myślisz Filosofem - 

Słyszysz filosofem - myślisz Dunkelheim 

W 2006 roku nakładem Misantropy ukazał się Filosofem - album, który na lata zmienił oblicze Black Metalu. Został  nagrany w okolicach marca 1993 a więc jeszcze przed początkiem odsiadki  Varga. Znacznie różnił się od poprzednich płyt, bo o ile tam Burzum flirtowało z muzyką ambient tak tutaj stała się ona główną inspiracją. I chociaż fani płyt Briana Eno mogą się nieco zdziwić słuchając Filosofem to bez trudności odnajdą wspólne elementy. Podstawą jest oczywiście minimalizm i to zarówno w sferze kompozycyjnej jak również w podejściu do nagrywania- profesjonalny mikrofon okazał się zbyt dobry więc zamiast niego użyto zwykłego mikrofonu od słuchawek! Inne instrumenty potraktowano podobnie.



Czy jednak po latach Filosofem nadal jawi się jako płyta wybitna , wyjątkowa - czy jest tak dobra jak jej legenda? Miałem co do tego wątpliwości, szczególnie że wieńczący album, trwający ponad 25 minut utwór Rundgang um die transzendentale Säule der Singularität wydawał mi się  za długi i  zbyt monotonny. Problem polegał na tym, że odsłuchiwałem go w dzień, wśród zgiełku codziennych aktywności. Tymczasem wieczorem ta muzyka nabiera mocy i treści. Zresztą klucz do słuchania tej płyty ukryty jest już w minimalistycznym tekście otwierającego album Dunkelheit (czyli Burzum albo inaczej Ciemnosć):

 

Kiedy zapada noc
ona okrywa świat
w nieprzeniknionej ciemności.
Nadchodzi chłód z gleby
i zanieczyszcza powietrze
nagle...
życie nabiera nowego znaczenia.
 

Nad Filosofem trzeba się skupić, poczuć tą niepokojącą atmosferę. To właśnie na tych nagraniach wykluwał się nurt atmospheric black metal - muzyki pełnej mroku , niepokoju ale też flirtującej z kulturą ludową, ambientem, odnoszącą się często do natury i jej tajemnic. Dunkelheit może uchodzić za pomnik tegoż gatunku. Ambientowy minimalizm połączony z rzeżącą gitarą i zapętlony na kształt riffu robi piorunujące wrażenie. Tego nie da się podrobić. Podczas gdy Erblicket die Töchter des Firmaments niemal biczuje dźwiękiem  a Jesus's Tod hipnotyzuje nie mniej niż  początek płyty,  Gebrechlichkeit I zdaje się być tutaj niepotrzebnym łomotem. To właściwie jedyny zarzut.Ta płyta jest absolutnie genialna i można tylko zastanawiać się czemu zabrakło dla niej miejsca w książce 1001 albumów muzycznych , skoro np. o Death nie zapomnieli...









Komentarze