Wielki powrót Przeklętych

 To oni wydali pierwszy punkowy singiel w UK, to oni na trasie koncertowej z Sex Pistols spali na tyłach furgonetki, podczas gdy Pistols odpoczywali w cztero-gwiazdkowym hotelu, to oni byli najbardziej wiarygodnym z czołowych zespołów punkowych...

THE  DAMNED 

To, czego chciałem, to nawiedzony dwór na wzgórzu. Z nietoperzami latającymi wokół niego i laboratorium. A jeśli mam w środku kilka dziewczyn, świetnie…” Dave Vanian


Przeklęci ale na szczęście tylko z nazwy, bo chociaż zawsze pozostawali gdzieś w cieniu Clash czy Sex Pistols zdołali utrzymać się w muzycznym biznesie i do dziś mają grono wiernych fanów. Szczęście towarzyszyło im już wtedy, gdy na przesłuchanie wokalisty nie stawił się Sid Vicious, dzięki czemu stanowisko objął jedyny poza wymienionym kandydat - Dave Vanian . Ten z zawodu  grabarz, operujący efektownym barytonem,  stanie się jednym z charakterystycznych znaków zespołu. Przez lata zmieniali się przeplatając prosty szybkostrzelny punk z rockiem gotyckim i amerykańskim psycho-garażowym-punkiem, który zafascynował ich podczas pierwszej trasy po Stanach (gdzie towarzyszyli im m.in. Misfits) 

Nie chcę Was zanudzać historią grupy a opowiedzieć o płycie , której słucham już od kilku dni i nie mogę się od niej uwolnić. Od razu uprzedzę znawców tematu , że nie jest to ani całkiem udany debiut zespołu ani wydany kilka lat później kapitalny Machine Gun Etiquette (płyta umieszczona w książce 1001 albumów muzycznych) lecz wydany w 2001 , po kilkuletniej przerwie album Grave Disorder. Jeśli zaś weźmiemy pod uwagę to , że Vanian nie grał razem z charakterystycznym noszącym czerwony beret gitarzystą Captain Sensible dłużej, tą przerwę możemy określić aż na 19 lat! 


 

Kapitalna okładka Grave Disorder nie całkiem  zdradza o jej muzycznej zawartości, bo kojarzy się raczej z Misfits a więc horror punkiem. Tymczasem Przeklęci zmiksowali właściwie wszystkie style, którymi posługiwali się przez te wszystkie lata - od rocka gotyckiego (jest go tu całkiem sporo) , poprzez pop aż po britpop i jakżeby inaczej klasyczny szybki punk!  I nawet jeśli brzmi to jak szaleństwo w tym szaleństwie jest metoda. Płyta jest bardzo różnorodna ale nad podziw spójna. To co spina ją w monolityczną całość to dobra produkcja i głos Vaniana , który bezwzględnie nadaje atmosferę tym nagraniom. Jest też sporo fajnych melodii które zapadają w pamięci. Drugiej takiej płyty nie znajdziesz. Jeśli chciałbyś uzyskać podobny efekt musiałbyś zmiksować/ułożyć składankę z kawałkami Clash, Bauhaus, Misfits czy Blur ale już chyba sam skumałeś że będzie to kakofonia - tutaj masz zgraną całość, której słucha się kapitalnie. 

Jak można się było spodziewać ten album mocno podzielił fanów, choć wśród nich czuć znacznie większy entuzjazm niż wśród recenzentów. Noty były bowiem przeważnie średnie. Spora cześć miłośników Przeklętych postrzega jednak Grave Disorder jako płytę wybitną, czasami nazywając ją nawet comebackiem wszech czasów i nawet jeśli to określenie jest na wyrost, musiałbyś być naprawdę świetnym znawcą rockowej historii żeby spróbować je podważyć. Ja nawet nie będę próbować


 

Płyta jest trudno dostępna w tradycyjnym wydaniu (cd/vinyl) i bardzo rzadko pojawia się w polskich serwisach aukcyjnych . Znacznie łatwiej kupić ją zagranicą ale ceny wahają się od ok 100 zł do ponad 400 za wersję na vinylu. Na szczęście jest dostępna do odsłuchu na Spotify. 

Komentarze